Work Text:
Piekarnik już się nagrzewał. Na blacie leżały orzechy, paczka papierosów, w połowie opróżniona butelka pepsi, stalowa zapalniczka z podobizną Luny oraz zawinięte w sreberko trzy gramy dorodnego suszu lemon skunk.
Vinyl Scratch rozsiadła się wygodnie na kanapie i sięgnęła po bibułkę. Twilight przyglądała jej się z niesmakiem.
- Wciąż jestem zdania, że istnieją o wiele lepsze formy rozrywki - mruknęła, ale nie zaprotestowała, gdy Vinyl zaproponowała jej zwinięcie blunta.
- To prawda! - powiedziała Pinkie, dosiadając się do przyjaciółek. - O wiele lepszy jest kwas!
- Pinkie, ty się zachowujesz, jakbyś zawsze była na kwasie - odparła Octavia, wchodząc do pokoju z butelką wina.
Twilight zrolowała jointa za pomocą magii, po czym przejechała językiem po bletce i podała gotowego skręta Vinyl.
- Jesteś w tym coraz lepsza, Twi - Vinyl uśmiechnęła się, a Octavia wywróciła oczami.
- Idę po Lyrę i Bon Bon, skoro wy jesteście zajęte flirtowaniem - warknęła i zanim którakolwiek zdążyła coś odpowiedzieć, zniknęła za balkonowymi drzwiami.
- To prawda! - powiedziała Pinkie, krzyżując kopytka na piersi. - Dlaczego masz na sobie piżamę z jej podobizną?
Twilight zaczerwieniła się.
- To stara bluzka, sprzedawali takie na koncercie Vinyl, nie pamiętasz - wymamrotała, szybko ją zdejmując i rzucając za siebie.
- Nie tak szybko z tym striptizem - powiedziała Vinyl, zaciągając się powoli i głęboko. Pinkie szerokimi oczami obserwowała żarzącego się skręta.
- Daj daj, teraz ja! - krzyknęła, prawie wyrywając go Vinyl.
- Ostrożnie, tylko nie ciągnij za mocno - bąknęła Twilight.
- Oh, tak nawet Cheese Sandwich do mnie nie mówi - odparła Pinkie, wsuwając końcówkę blunta między usta.
Vinyl parsknęła śmiechem, a Twilight trzasnęła kopytem w stół.
- Chcesz sobie tak ze mną pogrywać? - uniosła głos. - To proszę bardzo!
Smagnęła ją ogonem w bok, otoczyła fioletową aurą butelkę z winem i wyszła na balkon, mijając się w drzwiach z Lyrą i Bon Bon.
- Co przegapiłyśmy? - zapytała Bon Bon, siadając obok Pinkie.
- Standardowo - zaczęła Vinyl, robiąc przerwę na sztachnięcie się - Pinkie i Twilight nie potrafią rozwiązać tego, co jest między nimi. A tak poza tym, to leci już druga kolejka, więc dobrze, że dołączyłyście do nas w porę.
Lyra wzięła potężnego bucha i dmuchnęła dymem w twarz Bon Bon, która zaśmiała się i wzięła od niej jointa.
- Jak, dobre? Mam nadzieję, że wzięłaś lepsze, niż ostatnio - powiedziała.
Lyra objęła kopytkiem Vinyl.
- Dzisiejsze palenie sponsoruje ta wspaniała klacz - powiedziała. - Podobno sprowadziła je aż z samej Somnambuli.
- Masz rację. Zwykle biorę towar z Baltimare, ale mój diler przeprowadził się aż do Trottinghamu.
Bon Bon usadowiła się na kanapie i położyła głowę na kolanach Lyry.
- Oby weszło mi lepiej, niż ostatnio - mruknęła, zaciągając się, a Lyra pocałowała ją w czoło.
- O to się nie martw - odparła, głaszcząc ją po grzywie. - Gorszego niż na imprezie u Pinkie już nie będzie.
- Ej! - parsknęła Pinkie. - Mówiłam wam, że specjalizuję się w lsd - wstała z fotela i zabrała Bon Bon jointa. - Idę do Twilight. A wy skręćcie sobie kolejnego i zacznijcie robić jedzenie.
Popchnęła skrzypiące drzwi balkonowe i wyszła na zewnątrz, z ulgą przyjmując powiew chłodnego, rześkiego powietrza. Kątem oka dostrzegła Twilight siedzącą na ziemi i kończącą któregoś z kolei papierosa.
Powoli podeszła do niej, przypatrując się jej twarzy, która w tym momencie nie wyrażała absolutnie niczego. Puste spojrzenie miała utkwione w rozgwieżdżonym niebie, a w jej oczach odbijał się blask magicznej aury, za pomocą której unosiła niedopałek.
- Twilight? - powiedziała cicho Pinkie i siadając obok niej.
Twilight wyrzuciła papieros, po czym wysunęła jointa i obróciła go w powietrzu.
- Nikt nie skręca ich tak dobrze, jak ty - Pinkie uśmiechnęła się, przysuwając się bliżej.
Twilight nie odpowiedziała, zamiast tego zaciągając się nim raz, a porządnie. Tak porządnie, że w jednej chwili spopieliła ponad połowę.
- Zwolnij trochę - poradziła Pinkie.
- Po co - warknęła Twilight, ponownie przysuwając go do ust.
- Nie chcę, abyś miała zły humor.
Twilight wzruszyła ramionami, zsuwając się po podłodze i przymykając oczy, głowę opierając na stojącym obok kamiennym wizerunku Celestii w skali 2:1.
- Od kiedy przejmujesz się tym, co czuję? - mruknęła, nie patrząc na nią.
Pinkie sięgnęła po jointa.
- Zawsze się przejmowałam - powiedziała, również się zaciągając. - Chyba najbardziej z całej naszej szóstki.
- Okej, nieważne - burknęła Twilight, odwracając od niej głowę.
Pinkie zmarszczyła czoło. Delikatnie położyła kopytko na jej ramieniu i pogładziła je.
- Co cię trapi? - spytała.
- Nie wiem, nie mogę myśleć, za dużo tu kolorów.
- No wiesz, twój zamek mieni się na tęczowo.
Twilight zacisnęła mocno powieki, a jej nierównomierny oddech przeciął panującą dookoła nich ciszę.
- Ja… po prostu nie wiem co robić.
- W związku z…?
- Z tobą.
Pinkie poczuła, jak coś podchodzi jej do gardła. Próbowała uspokoić pędzące w przód myśli, dlatego szybko sięgnęła po jointa i wypaliła go aż po sam filtr. Czekała, aż Twilight coś doda; nie wiedziała, czy powinna prowadzić rozmowę czy pozwolić Twilight na kontynuowanie wątku.
Spojrzała w niebo. Księżyc wisiał wysoko, pokrywając przyćmionym blaskiem dachy domów w Ponyville, które w jego obecności wydawały się iskrzyć, jak gdyby szron zebrał się między źdźbłami słomy. Latarnie uliczne oświetlały wąskie uliczki, nie docierając jednak do najciemniejszych zakątków, w których błąkały się osamotnione, uciekające w noc kucyki.
Przysunęła się do Twilight. Nie było mowy o odwrocie, nie zamierzała dać nogi i pozostawić tego tematu wiszącego między nimi w powietrzu.
Uśmiechnęła się i otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale Twilight ją uprzedziła.
- Denerwuje mnie to, - szepnęła, ukrywając głowę w kopytkach - że nie potrafię się zakochać, ale chyba dzieje się tak dlatego, że mogę wtedy uniknąć cierpienia związanego z odkochaniem się.
Pinkie zmarszczyła czoło.
- Dlaczego od razu zakładasz, że się odkochasz?
- Bo wiem, że nigdy nie będę wystarczająco kompletna dla tego kucyka.
- Twilight… - Pinkie usiadła przed nią i uniosła jej głowę, by móc spojrzeć w jej błyszczące od łez oczy. - Powiedziałam ci kiedyś coś, czego nie chciałam powiedzieć.
- Tak…
- Wiesz dlaczego nie chciałam? Dlaczego później cierpiałam, że to zrobiłam?
Twilight pokręciła głową.
- Bo wiedziałam, że to przysporzy ci kolejnych kłopotów. Masz rządzić Equestrią, to olbrzymi ciężar. Zdałam sobie sprawę, że w ten sposób dołożyłam swoją niechcianą cegiełkę i obarczyłam cię jeszcze większą ilością problemów.
- Pinkie… to nie jest twoja wina. To ja bałam się, że nie będę w stanie temu podołać. Nie wiem, czy w ogóle jestem w stanie…
- Kochać? - Pinkie uśmiechnęła się, przybliżając się do niej. - Wiem, to jest ciężkie. Ale nie musisz robić nic, czego nie chcesz. Ja i tak będę tu dla ciebie, cokolwiek by się stało. Wszystkie będziemy.
Zauważyła, jak z kącików oczu Twilight płyną łzy. Otarła je kopytkiem i pogłaskała ją po policzku.
Twilight poddała się jej dotykowi, przysuwając ją do siebie bliżej i osuwając głowę na jej pierś.
- Chciałabym się z tego wszystkiego wypisać - szepnęła. - Tęsknię za tymi dniami nicnierobienia, ciepłymi, jeszcze słonecznymi wieczorami, kiedy spędzałyśmy je razem w Ponyville, chodząc na spacery, pomagając zwykłym kucykom, albo po prostu leżąc pod jabłonką, ciesząc oczy zachodami słońca.
- Wciąż możemy to mieć, Twilight - Pinkie wsunęła nos w jej grzywę. - Też chcę się tak czuć, jak kiedyś. Może nie będzie tak spokojnie, jak kilka lat temu, ale w końcu bycie księżniczką nigdy nie miało ci tego zapewnić, prawda?
- Tak - powiedziała cicho Twilight, patrząc jej w oczy. - Chyba masz rację, Pinkie.